Ta wyspa potrafi być wściekła i szalona.
Samotna pośród morskich odmętów, zmienna i nieprzewidywalna, raz smagana wichrami i deszczem, potem znów wypalona słońcem do cna.
Słowo „łagodność” nie przystaje do dynamiki i intensywności występujących tu zjawisk.
Każde doświadczenie osiąga tu swoje ekstremum.
Upał wkrada się w zmęczone ciało, spowalnia ruchy i myśli, wysysa energię, usypia niezauważenie.
Wiatr turla po plaży porwane parasole, zdziera okulary i kapelusze, przygina do samej ziemi gałęzie oleandrów, zrywa płachty szklarni i linie elektryczne.
Deszcz wypełnia momentalnie suche od dawna koryta strumieni, zrzuca głazy z klifów, zamienia ulice w błotne rzeki, biegnące wściekle do morza i zabierające ze sobą nasze ludzkie „drobiazgi”.
Burza przetacza się nad szczytami ze złowrogim pomrukiem, od którego drżą szyby w oknach, błyskają nagle lampy od przeładowań w sieci.
Wszystko na 100%. Żadnej taryfy ulgowej. I znikąd pewności, że już po wszystkim.
Żywioły mają w nosie nasze auta, domy, ulice i biznesy.
To cena, jaką się płaci za codzienne obcowanie z tą wyspą nie z tej ziemi.
To mniej znane oblicze Krety.
Niczym niewidoczna strona księżyca.
Bardzo dziękujemy wszystkim, którzy się o nas martwią i pytają czy z nami wszystko w porządku. Tak, na naszej górce wszystko ok, zobaczcie fotki z wczoraj ze spacerku między ulewami, po naszej okolicy. Dziś nie padało, więc cały dzień cięliśmy gałęzie.
Martwi nas natomiast sytuacja wszystkich mieszkańców Krety, dotkniętych tymi ulewami, zwłaszcza, że ten sezon był przecież beznadziejny, teraz znów jest lockdown a po tych ulewach nie wiadomo jak będzie ze zbiorami oliwek. Owszem, Kreteńczycy to niebywale twardzi ludzie.
Ale przydałoby się jakieś światełko w tunelu.
Leave a Reply