Pierwszy tekst na blogu…. Myślałam długo od czego chciałabym zacząć. Pewnie przydałoby się odpowiedzieć na pytanie, jak doszło do tego, że pewnego dnia zamieniliśmy intratne, bezpieczne miejsca pracy w wielkim mieście na niepewną przyszłość w małej wiosce na Krecie. Dlaczego to zrobiliśmy? I tak sobie rozmyślając, odczułam potrzebę napisania o bałaganieniu i układaniu.
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak to by było spakować najpotrzebniejsze rzeczy do samochodu i spróbować życia gdzie indziej?
Tylko najpotrzebniejsze rzeczy… Jeden samochód. Jeden przejazd.
Ja wiem, wiem: wynajmijcie paletę, wyślijcie paczki pocztą. A jednak nie. Jeden samochód, jeden przejazd. Niby proste pytanie….Co jest Ci potrzebne? Czy rzeczywiście znam odpowiedź? A może wiem jedynie, co jest mi niepotrzebne. Niepotrzebne teraz… ale może kiedyś się przyda.
Przez całe życie szkoliłam umysł w „zabezpieczaniu” przed czymś, przed niewygodą, niepewnością, wątpliwością, nieświadomością zagrożenia. Wyszkoliłam go w przewidywaniu niebezpieczeństw, w zapewnianiu bezpieczeństwa, wprowadzaniu ładu teraz i w nieznanej wyobrażonej najczarniejszej przyszłości. Więc co jest Ci potrzebne teraz? Wciąż słyszę ten głos cichutki, aczkolwiek stanowczy, ten szept „a może to Ci się przyda”, „kiedyś na pewno się przyda” i jeszcze to powiedzenie Mamy „Kiedyś będziesz to miała „za malinkę”
Gromadziłam przedmioty, które z nami pojadą. Brałam do ręki każdą rzecz i podejmowałam szybką decyzję. Im więcej decyzji na tak tym bardziej rosła sterta przedmiotów, które pojadą. Im wyższa sterta tym większy ciężar , który mnie przygniatał.
W moim domu nigdy nie było takiego bałaganu jak wtedy. W moim życiu i w mojej głowie podobnie. Och, a przecież wszystko było już takie … poukładane. Czy to ja to tak genialnie poukładałam? Czy taka ze mnie szczęściara, bo się wzięło i samo jakoś poukładało. Dzień był taki uporządkowany. Budziłam się rano, spędzałam 40minut jadąc do pracy w korku, nie myśląc zbyt wiele, radio grało a ja nie zauważałam nawet, kiedy minęłam kopuły BlueCity i gazownię na Kasprzaka. W pracy siedziałam tyle ile trzeba, korporacyjne dni różniły się od siebie tylko rozmiarem poczucia senności, drętwoty i otumanienia zalewającego mi mózg. Szukałam zajęć, które urozmaiciłyby mi nudę, nadały sens. Wracałam w popołudniowym korku, odpychając refleksję: czy to już tak zawsze będzie, czy to już wszystko, czy ja mam na to wpływ, czy to jest właśnie to czego mi potrzeba, czy to ja zdecydowałam, że tak właśnie będę żyła, czy to życie samo mnie żyło, czy to jest właśnie mój porządek?
Przecież co roku wyjeżdżałam na cudowne wakacje. Owszem dokonywałam karkołomnych figur upychając rozbuchane plany wakacyjne w mikroskopijny limit urlopowy. Nurkowanie, wspinaczka, trekking… masz co chcesz, na wakacjach żyjesz na 100% ocierając się z lubością o ekstremalne sytuacje. Nachapać się, zaspokoić głęboki deficyt życia a potem wrócić i ze smutkiem stwierdzić, że znów ta Twoja ekstrema mieści się w strefie komfortu, wszystko zaplanowałaś i ubezpieczyłaś. Spełniasz swoje pasje, na zawołanie masz flamenco, bębny, co chcesz…
Czego ty chcesz? I jeszcze ta myśl, że to jest przecież Twoje szczęśliwe życie, wielu o takim właśnie marzy, trzeba je docenić, pokochać. „nie szukaj dziury w całym” „Nie dziel włosa na czworo” „w d…ach się poprzewracało”.
Jednym ruchem zniszczyłam ten porządek, zburzyłam konstrukcję, Lęk przed ciągłym trwaniem w martwocie zamieniłam na lęk przed drastyczną zmianą. Dyskomfort trwania w bezruchu okazał się większy od strachu przed wielkim nieznanym. Czy potrafię zaakceptować ten bałagan? Czy on był mi właśnie potrzebny? Zburz stare, zbuduj nowe… Kurz i trociny…Jakaż piękna katastrofa… I jaka ulga…
3 Responses
Wally
Dobra, a gdzie tu się klika ‚Lubię to’??? 😉 😁 🤪
👍 👍 👍
Gosia
Szukanie celu, szczęścia, realizowanie marzeń – a przecież Kreta była od dawna waszym marzeniem – to są rzeczy których pragniemy wszyscy. A jednak nie wszyscy podejmują tak odważne decyzje. Gratuluję i podziwiam 🙂
Pewnie nie wszyscy zdaja sobie sprawę, choć może czują przez skórę, jak odwrotną stroną tej romantycznej przygody jest ogarniecie przeprowadzki, pozbycie się przedmiotów, likwidacja dotychczasowego życia i rezygnacja z poczucia bezpieczeństwa które daje ZNANE na rzecz niepewności i NIEZNANEGO.
Oby wasze życie na Krecie spełniło wszystkie wasze oczekiwania a nawet więcej 🙂
CreteYourLife
Gosiu, Pięknie dziękujemy za cudne, ciepłe słowa. Dziś nawet już nie pamiętam ile pracy, wysiłku, nerwów i stresów kosztował nas ten cały proces. Ale było warto. Żyję teraz 🙂