Wiecie, co jeszcze tu uwielbiam?
Nie planowane sytuacje, przypadkowe zdarzenia, niezwykłe spotkania, zadziwiające niespodzianki.
W zeszły weekend wybraliśmy się „na zachód” odwiedzić naszych Przyjaciół Izabela Brzoska z Falasarna oraz Jej Męża Manolisa zwanego Emanuelkiem.
Wiecie, plan był bardzo poważny. W niedzielę mieliśmy iść w góry w okolicach Zourva Meskla z Chanijskim Towarzystwem Górskim. Emanuelek osobiście nas wszystkich zapisał. Wzięliśmy nawet czapki, rękawiczki i kijki. Cieszyliśmy się niezmiernie, martwiła nas tylko paskudna prognoza pogody. Ale wszak nic nie złamie tak wytrawnych wędrowców.
No dobra… Przyznam się od razu. Złamie nas, złamie…
Co takiego? Dobra kompania, czyli tzw parea na 4 gitary i bouzouki, skora do śpiewu przy winku i pilafi przez długie nocne godziny.
– Może macie ochotę… – Izka delikatnie wybadała nasze podejście do spontanicznych nocnych imprez u nieznajomych. – Gina zaprasza. Tak, to ta Gina, co miała wystawę w Chani
Tak, tworzą z Takisem cudne rzeczy z drewna, wyrzuconego przez morze na brzeg Gina & Takis Driftwood Art
Tak, mają też pokoje dla turystów. Nie, nie szkodzi, że się nie znacie. Dziś będą grać, śpiewać. Będzie „parea”.
I tak to zupełnie bez planu, spontanicznie, kilka godzin później znaleźliśmy się w magicznym domu Giny i Takisa, pełnym lamp z poskręcanych konarów oliwek i jałowców, statków wyczarowanych ze znalezionych na plaży gałęzi, pni, patyczków, kamyczków. Pełna ciepła i energii Gina powitała nas serdecznie, stwierdziła, że właściwie to się znamy z fanpage’a i zaprosiła do stołu.
– Chłopaki najedzą się, napiją i zaczną grać. Tak to u nas jest.
W kuchni pełno kobiet, przyjaciółki Giny przygotowywały swoje przysmaki.
Takis zbierał od wszystkich gości karteczki z nazwiskami na loterię. Do wygrania był jeden z czarodziejskich statków Giny i Takisa.
Na stół wjechały stifado, królik, pilafi i wiele, wiele innych dań.
I teraz, powiedzcie mi, Moi Drodzy, czy zdarza się Wam często w PL towarzystwo (dodam, że nie młodzież), na 4 gitary, bouzouki i mały bębenek darabuka? I do tego donośne głosy, chętne do śpiewu, choćby i przez 5 długich, nocnych godzin? Cóż… Żałuję tylko, że nie zaśpiewam z nimi i szybko nie wyskoczę do tańca zeibekiko. Może kiedyś, kiedyś…
Tymczasem kolejna niespodzianka. Wygrałam! Wygrałam! Wygrałam statek – jedno z dzieł Giny i Takisa. Nie do wiary! Wraz z nim zabiorę do naszego domu drobne okruchy morza, plaży, drzew zaklęte w kształcie tego magicznego statku. Niesamowite!
Pac! Izka wrzuciła na mój talerz kolejną chochelkę wybornego pilafi.
Oj, to nie jest proste danie do zrobienia – westchnęła.
Nasze chłopaki usiedli tuż przy muzykach, kiwając się w takt, wznosili kieliszki.
No i teraz rozumiecie, dlaczego w niedzielę nie poszliśmy w góry.
Zrobiliśmy sobie za to samochodową rundkę Zourva – Meskla – Therisso, Marko zastosował krioterapię stóp w lodowatym strumieniu w wąwozie Sarakina i do tego jeszcze po drodze znaleźliśmy wodospad.
Więc, jeśli wybieracie się na zachód Krety, zanim wylądujecie w jakimś bezpłciowym allinclusive, sprawdźcie, może znajdzie się dla Was miejsce u Izki albo Giny. Niech to będą Wasze magiczne wakacje.
Leave a Reply