Wioska na Krecie? W górach? Na południu? Tam gdzie psy d…i szczekają? Nikt tam się nie przeprowadza. Wybierzcie coś na północy, koło Heraklio, albo Chania najlepiej. Blisko lotniska. Tam najwięcej Polaków – tak nam mówiono.
No i tak to jesteśmy w górach, naszym domem wioska na Krecie, na południu, gdzie diabeł mówi dobranoc
Zdajecie sobie sprawę, że gdy leje, pizga i grzmi to na naszej górce ten diabeł nie mówi już kompletnie nic. Głucho i straszno.
Nasz dom jest ostatni. Nad nami to już tylko cmentarzyk i kościółek, w którym na fresku golasy czekają na sąd ostateczny.
Wyżej jest siodło i stamtąd w dole widać bezmiar Morza Libijskiego, choć dziś raczej nic nie widać i strach wychodzić, bo leje, pizga, grzmi, ciemno i mroźno. 3 stopnie tylko.
Więc wrastamy w kotkę i kanapę.
Cóż mam powiedzieć… Piekę sernik z mizithry, robię pomarańcze w czekoladzie, wicher i ulewa targa drzewkami oliwnymi za oknem, wokół beczą owce Spirosa.
– Ale sobie miejsce do życia wybraliśmy, co? – pytam się Marka.
Nie słucha mnie za bardzo, bo zerwał właśnie siatę pomarańczy z drzewka nieobecnej sąsiadki.
– Zmarnują się przecież. Zaraz do niej napiszę – mówi – Tylko czy to nie te gorzkie przypadkiem?
Kroi na pół i próbuje.
– Gorzkie. Ale kiedyś zrobiłaś takie dobre konfitury z tych gorzkich. Pamiętasz?
– Dobra. Zrobimy. Cukru trzeba dokupić
– No… i łańcuch w pile wymienię, bo drzewo do kominka się kończy.
I tak gadamy jak dziad i baba. W tle nasza wioska na Krecie
My dawni miastowi korpoludzie.
Zapomniany przybornik do make-upu i buty na obcasie kurzą się w jakiejś dziurze.
Za to ostatnio ożywiłam się w Lidlu w Retimno na widok cieplutkich szarych dresików w drobne czerwone romby. Złapałam mój rozmiar z poczuciem triumfu.
– Jeszcze takie kaloszki by się przydały – myślę sobie na dźwięk kroków pasterza Spirosa, który człapie właśnie w górę spędzać stado, pokrzykując „yaaa!!!”
Owce gadają coraz głośniej. Diabła nie widać w tych ciemnościach.
Leave a Reply