Uwielbiam posezon, kreteński listopad, kiedy wreszcie po nerwowej gorączce lata, upalnym ucisku sezonu nagle wszystko puszcza…
Chmury pełzają po niebie piękne i bezwładne, kolczaste zarośla, zamarłe w letniej spiekocie nieśmiało puszczają zielone listki, krzesła i stoły kurzą się ściśnięte w nieładzie w pozamykanych tawernach, plaże dzikie i puste, odpoczywają bezwstydnie, uwolnione od równych szeregów leżaków. I ludzie jakby spokojniejsi oddychają wolniej, celebrując jesienne świeże powietrze łyk za łykiem…
My eksplorujemy bez planu, bez programu, pozwalamy nieść się ścieżce, zapatrzeni we wciąż zmieniający się pejzaż. Przesyłamy Wam odrobinę tej atmosfery. Oto obrazki z włóczęgowania po klifach nad Matala.
Leave a Reply