Gortyna – wspomnienie
Marek zabiera Was dziś do stanowiska archeologicznego o nazwie Gortyna, wspominając przy okazji nasze pierwsze spotkanie z tym niezwykłym miejscem, 22 lata temu.
Jeśli jesteście na Krecie, możemy razem wybrać się w ten rejon.
http://www.creteyourlife.com/portfol…/dla-ducha-i-dla-ciala/
Pamiętam jak w 1998 roku, jadąc z lotniska w Heraklionie do naszej ulubionej (wówczas!) plaży w Matali na południu wyspy, zatrzymaliśmy się tuż za wioską Agia Deka
– To chyba tutaj są te wykopaliska. Ta Gortyna – Magda nie była pewna, ale skromna tablica z napisem „Ancient Gortis” rozwiała nasze wątpliwości.
– No dobra, to chyba nie zajmie nam więcej jak pół godzinki!– rzuciłem patrząc na niewielki, ogrodzony teren po prawej stronie drogi, a w myślach już zanurzałem się w cieplych falach Morza Libijskiego i wychylałem kolejny łyk „Mythosa” z dobrze zmrożonego kufla.
– No zobaczymy… – Magda przeczuwała już chyba, że w tym miejscu możemy zabawić nieco dłużej.
Nasz kilkuletni wówczas synek – Mateusz zrezygnowany wysiadł z samochodu, wiedząc, że jakiekolwiek protesty na nic się nie zdadzą. Na pierwszą kąpiel podczas tych wakacji będzie musiał jeszcze trochę poczekać.
To co się wydarzyło później przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Pierwsze spotkanie z Gortyną przerodziło się w ogromną fascynację tym niezwykłym miejscem i jego liczącą ładnych kilka tysięcy lat historią. Warto poznać ją nieco bliżej.
Cofnijmy się zatem do roku 69 p.n.e.
Rzym ugruntowuję swoją potęgę. Blisko dwadzieścia lat wcześniej rzymski wódz Sulla zdobył Ateny, następnie w krwawych wojnach pokonany został potężny władca Azji Mniejszej – Mitrydates, a Cezar przymierza się do podbicia Galii. Nic zatem dziwnego, że Imperium zwraca uwagę na jedną z największych wysp Morza Śródziemnego – Kretę. Jej podbicie ułatwi bowiem przejęcie pełnej kontroli nad szlakami morskimi w regionie oraz pozwoli wyeliminować piratów, którzy coraz śmielej atakują rzymskie statki.
Właśnie w roku 69 p.n.e. niejaki Kwintus Cecyliusz Metellus zostaje mianowany konsulem i jako prokonsularny przydział otrzymuje opanowaną przez Achajów oraz piratów Kretę.
Wyrusza zatem na czele trzech legionów (około 15 000 żołnierzy) na jej podbój. Większość ówczesnych miast kreteńskich jednoczy się przeciwko wspólnemu wrogowi i wystawia armię liczącą 26 000 żołnierzy dowodzonych przez generałów Panaresa i Lastenesa. Pierwsza bitwa rozgrywa się w pobliżu Kydoni (dzisiejsza Chania) i kończy się zwycięstwem Rzymian. Padają kolejne potężne miasta Krety – Elefterna, Lappa i Lyttos. Legiony zmierzają w stronę legendarnego Knossos, gdzie zabarykadował się generał Lastenes. Legenda mówi, że w momencie, gdy stracił on nadzieję na zwycięstwo, zgromadził wszystkie skarby w swoim domu, który podpalił.
Cała Kreta została podbita w roku 67 p.n.e. a rok później Metellus uczynił z niej rzymską prowincję (razem z Cyrenajką – dzisiejsza Libia). Konsul chciał oczywiście odpowiednio uczcić swoje zwycięstwo, czego nie ułatwiali mu jego polityczni przeciwnicy w senacie. Po powrocie z Krety w roku 65 p.n.e. Metellus czekał pod Rzymem aż trzy lata na umożliwienie mu triumfalnego wkroczenia do stolicy Imperium. Jego zwycięstwo zostało jednak docenione. Ostatecznie przeszedł do historii z przydomkiem „Creticus” („kreteński”).
Ale wróćmy na Kretę. Należy podkreślić, że nie wszystkie tutejsze miasta wystąpiło przeciwko Rzymowi. Gortyna zachowała neutralność, za co została sowicie wynagrodzona. Metellus uczynił z niej stolicę wyspy i centrum kulturalno – ekonomiczne. Oczywiście przyczyniło się to do gwałtownego rozwoju miasta, które w szczytowym okresie swojego rozwoju – jakieś dwa tysiące lat temu- liczyło ponad 50 000 mieszkańców (czyli tyle, ile obecnie liczy Chania – drugie co do wielkości miasto Krety!).
Gortyna – co tu robić?
– To co my tu będziemy robić? – zapytał nasz sześcioletni synek. – chodźmy się kąpać!
My jednak – a w tamtych czasach rodzice nie ulegali tak łatwo utyskiwaniom swoich dzieci – otworzyliśmy nasz kreteński przewodnik „explorera”. Wzmianka o Gortynie zaczynała się bardzo intrygująco: „Kiedy będziesz błądzić po ogromnym zrujnowanym terenie, na którym stało niegdyś potężne miasto Gortyna, twoja wyobraźnia musi pracować na najwyższych obrotach…”. Zakupiliśmy zatem bilety wstępu i – zdaje się jako jedyni tego dnia odwiedzający – przenieśliśmy się w czasie. Do rzymskiego odeonu – rodzaju krytej sali koncertowej, do pierwszej na Krecie chrześcijańskiej bazyliki św. Tytusa, do wapiennych bloków skalnych na których w V w. p.n.e. wyryto przepisy prawa doryckiego.
– Ten kodeks został spisany antyczną greką, zwaną „boustrofedon”, czyli „tak jak orze wół”.
– A dlaczego jak wół? – spytał Mateusz
– No bo spisany jest ciągiem – od prawej do lewej i od lewej do prawej strony.
W cieniu rozłożystego platanowca usiedliśmy na krótki odpoczynek.
– Czy wiecie, że to właśnie tutaj, pod tym drzewem – oznajmiła nam podekscytowana Magda – legendarny Zeus posiadł Europę i z tego związku narodziło się trzech mitycznych władców kreteńskich – Minos, Sarpydon i Radamantys!
– A jak on ją posiadał? – zapytał nasz zaciekawiony synek.
– No tak ją kochał bardzo… chodźmy zobaczyć co jest po drugiej stronie ulicy! Tam można wszystko zwiedzać bez biletu.
Gortyna – skorupy wśród kozich bobków
Mateusz był już nasycony antyczną Gortyną, popołudniowe słońce grzało niemiłosiernie, a wizja morskiej kąpieli i dobrze schłodzonego piwa wydała nam się wyjątkowo kusząca. Ale postanowiliśmy zobaczyć to nieogrodzoną i dość zaniedbaną część starożytnego miasta. Na szczęście! Wprawdzie nasza wyobraźnia musiała pracować tutaj na o wiele wyższych obrotach, ale za to – wędrując gajem oliwnym pomiędzy ruinami starożytnego pretorium, świątyni Appolina i rzymskiego amfiteatru poczuliśmy się jak odkrywcy. Stąpaliśmy po skorupach naczyć, które mogły mieć kilkaset, a może kilka tysięcy lat.
– Zobaczcie, to było ucho od dzbana!
– A to chyba część rzymskiego pitosu!
– A to może fragment jakiejś figurki?
Skorupy były wszędzie i to chyba one zafascynowały nas bardziej niż bezgłowy posąg antycznego mędrca, czy kolumny u wejścia do rzymskiej świątyni. Bo w tych milionach skorup kryło się życie zwyczajnych ludzi, którzy mieszkali w Gortynie na przestrzeni kilku tysięcy lat.
Kto trzymał ten uchwyt? Kto jadł z tej misy? Kto modlił się do tej figurki? Kto lepił te naczynia zostawiając na nich odcisk swojego kciuka? Te pytania zawisły nad gortyńskim gajem oliwnym i kazały nam przez kolejne kilka godzin myszkować po jego zakamarkach. Nawet Mateusz zatracił się w poszukiwaniu zaginionego skarbu i co chwila podbiegał do nas z jakąś nową skorupą:
– A to, to co mogło być?
Tamtego dnia udało nam się jeszcze dotrzeć do Matali, wykąpać się w morzu i wychylić kufelek „Mythosa” w małej nadmorskiej knajpce z widokiem na kultowy napis wykonany w porcie przez miejscowego rybaka – Jorgosa – w czasach hipisowskich: „Today is life, tomorrow never comes”.
Cóż, nawet jeśli „jutro” nie nadejdzie nigdy, to warto poszukać tego co było „wczoraj”.
I warto to zrobić w Gortynie.
Leave a Reply