Zazwyczaj mijamy je obojętnie, w parku, w lesie, przy drodze. Fajnie jak się zelenią, bo to oznacza, że jest wiosna lub lato, wakacje i ciepło. Szkoda jak opadaja z nich suche liście, bo to jesień – deszcz, coraz krótsze dnie i zimno. Nie zastanawiamy się specjalnie nad ich nazwami, wiekiem, stanem zdrowia. Są naturalnym elementem otaczającego nas krajobrazu, częścią przyrody, tak zwaną zielenią. Muszę przyznać, że nie znam się za bardzo na drzewach. Potrafię rozpoznać kilkanaście, no może kilkadziesiąt z nich. Wiem, że dzielą się na liściaste i iglaste, ich drewno ma różną barwę, strukturę i poziom twardości. Wiem, jak rozpoznać wiek drzewa na podstawie jego średnicy i ilości słoi w przekroju pnia. Wiem, że w lesie niektóre porastaja mchem od strony północnej. Tyle.
Na Krecie zacząłem baczniej im się przyglądać. Nie, nie spaceruję z podręcznikiem od dendrologii i nie sprawdzam ich nazw, nie zbieram liści, nie robię im setek zdjęć. Po prostu uważniej się im przyglądam. Zwłaszcza tym „staruszkom”. Tutejsze oliwki, dęby czy platany często maja ponad tysiąc lat, są więc – można powiedzieć – rówieśnikami państawa polskiego. A trzeba wiedzieć, że takich okazów jest tutaj sporo. Najstarsze drzewo oliwne na świecie można znaleźć właśnie tu na Krecie w miejscowości Vouves. Ma – bagatela! – trzy tysiące lat!. Trzy tysiące lat temu obecne terytorium Polski, tudzież wielu innych państw współczesnej Europy, zamieszkiwały prawdopodobnie jakieś prymitywne plemiona koczownicze dla których schronieniem były drewniane szałasy i jaskinie.
W tym czasie ma Krecie „dogorywała” fantastyczna cywilizacja minojska, której korzenie sięgają czwartego tysiąclecia przed naszą erą (!). Cywilizacja ta stworzyła kilkukondygnacyjne budowle – w tym ogromne pałace minojskie, z których największy w Knossos miał ponad 1400 komnat. Większość z nich ozdabiały wielobarwne freski przedstawiające kobiety o kruczoczrnych włosach, młodzieńców skaczących przez byka (tauromachia), liczne motywy roślinne i zwierzęce. Monojczycy mieli swój system kanalizacji, baseny lustralne, system drzwi przesuwnych. Dysponowali ogromną flotą i zaawansowanym systemem wymiany handlowej – regularnie odwiedzali dzisiejszy Egipt, Włochy czy Turcję. Niestety pokonała ich nieujarzmiona siła natury. Początkiem końca ich cywilizacji był najprawdopodobniej wybuch wulkanu na Santorini. Powstałe w jego wyniku tsunami zniszczyło flotę oraz północne miasta minojskie Krety. Jeszcze gorsza była klęska nieurodzaju oraz nieuniknione rozruchy społeczne. Sytuacje wykorzystali Mykeńczycy, którzy na kolejnych kilkaset lat zawładnęli Kretą. Później wyspę podbijali Dorowie, Rzymianie, Bizantyjczycy, Arabowie, Wenecjanie, Turcy, Niemcy… Kreta to taki strategicznie położony kawałek lądu na styku Europy, Azji i Afryki. To jej ogromy atut i przekleństwo zarazem.
Około trzydziestu kilometrów na południe od Rethymnonu znajduje się urocza wioska Argyroupoli. Zbudowano ja na ruinach rzymskiego miasta Lappa. Wiele wspolczesnych domów powstalo z wykorzystaniem fragmentów autentycznych rzymskich lub weneckich kolumn, obelisków, murów. Ciągłość historii jest tutaj wręcz namacalna! Podczas rzymskiej wojny domowej w drugim wieku przed naszą erą Lappa poparła Oktawiana przeciwko Antoniuszowi. Szczęśliwie dla niej Oktawian zwyciężył i odtąd przez kilka stuleci Lappa cieszyła się wyjątkowymi przywilejami – w tym prawem do bicia własnej monety. W mieście pojawiły się wspaniałe łaźnie, amfiteatr, agora, wille dostoników. Miasto tętniło życiem, rozwijało i cieszyło dobrobytem. Pojawiła się również ogromna rzymska nekropolia. Właśnie w jej pobliżu ktoś zasadził wtedy małego platana. Dzisiaj to drzewo ma ponad dwa tysiące lat. Stoje pod nim pełen szacunku i zadumy. Dotykam poskręcanych korzeni, popękanej kory. Przykładam do niej czoło, zamykam oczy i ogarnia mnie dziwne wzruszenie. To drzewo to autentyczna historia tego miejsca, historia Krety.
Wracamy do samochodu mijając ciche zakamarki i wąskie uliczki wspołczesnego Argyropouli. O dumnej historii tego miejsca przypominają skromne, ogrodzone ruiny z tabliczką „Ancient Lappa”. Po drodze mijamy villę z czasów weneckich na której widnieje tak wiele mówiąca inskrypcja: „ Omnia Mundi Fumus et Umbra” (wszystko na świecie jest dymem i cieniem).
Leave a Reply