Ot, niewielki kreteński kafenion w wiosce gdzieś między szczytami Kedros i Psiloritis.
– Yasas. Anichto? (Otwarte?) – pytam dziadków przy stoliku.
– Anichto, anichto… – machają do nas przyjaźnie i kiwają zachęcająco głowami.
– Maria! – woła jeden z nich, akcentując mocno głoskę „i”, tak że zmienia się w przeciągłe „j”.
Siadamy pod platanem, przy metalowym stoliku.
🌳
Dziadki wracają do swojej ożywionej dyskusji. Gadają donośnymi głosami, mocno gestykulując i popijając piwko ze szklanek.
🍻
Z wnętrza różowawego budynku kafenionu z szyldem „Maria” odpowiada im, co raz to, damski, wesoły głos. Śmieją się, odkładając głośno szklanki na stół.
🐕
Na środku ulicy grzeje się w słońcu rudy pies.
Obok stoi zaparkowany sfatygowany, stary skuter. Może to któregoś z dziadków. A może stoi tu od dawna.
🏠
W drzwiach, przesłoniętych brązową firanką pojawia się Maria, szczupła, niska kobieta, w średnim wieku. Podchodzi i energicznie wyciera nasz stolik.
– Yasas. Yasas. A skąd jesteście? – zaczyna typową grecką pogaduszkę. Kreteński kafenion to najlepsze miejsce na takie pogaduszki.
Tłumaczymy, że z Polski, ale że mieszkamy na Krecie. Tą część konwersacji mamy już opanowaną do perfekcji.
🤪
Po kwestii „Metakomisame prin apo dio chronia” (Przeprowadziliśmy się dwa lata temu) może być już różnie, bo wypływamy z reguły na nieznane leksykalnie wody, ale co tam… ahoj przygodo… I tak dla rozmówcy jesteśmy przecież stąd. No bo gadamy po grecku.
😂
– Sovara (Poważnie?) – w głosie Marii pobrzmiewa niedowierzanie
A! Spili. Piękne miejsce. Kiedyś była. Ma tam przyjaciółkę, naprzeciwko apteki. Może znamy…
☕
Za chwilkę przynosi elliniko (kawka po grecku) i koulourakia (popularne ciasteczka z sezamem)
– Egho eftiaxa (Sama zrobiłam) – mówi z dumą i kładzie przed nami papierowe serwetki
– Latem wkładam serwetki każdemu do kieszeni, bo wiatr rozwiewa, rozumiecie… – śmieje się i wraca do dziadków, którzy mają ochotę na talerz chorty (dzikiej zieleniny z oliwą i cytryną).
🍋
Za chwilę Maria przynosi Markowi piwo i talerzyk meze z oliwkami, fetą i paximadia (popularne greckie sucharki)
Do kawki i piwa mamy już przekąskę i deserek. Dawno przestałam wnikać jak im się to opłaca. Typowy kreteński kafenion zawsze oferuje małe przystaweczki pod piwo tzw meze.
🍺🍽
– Nostimotato (pychotka) – chwalę ciastka
Maria wyraźnie się rozpromienia.
– Bierzesz oliwę, mąkę, sezam, czerwone wino… – wymienia szybko składniki, niczym wiersz czytany gdzieś prosto z błękitnego dziś nieba.
– Jajka pewnie – dopowiadam
– A nie, jajka nie, tylko oliwa.
Przyszedł pies obwąchać nowych przybyszów.
💁♀️
I Maria też chciałaby wiedzieć, czy mamy dzieci, wnuki, czy są tu na Krecie z nami, czy w Polsce.
Dziadki też patrzą na nas z ciekawością.
– A byliście w naszym kościółku? Piękny jest w środku. Bardzo stary.
Odpowiadamy, że zamknięty.
🗝
No tak, zamknięty. Ksiądz ma klucz. Maria próbuje się do niego dodzwonić, żeby nam otworzył, ale bezskutecznie.
– Ksiądz pewnie w polu, owce ma, dużo pracy. Przyjdźcie kiedyś znów. – tłumaczy – A gdzie Wasz samochód?
🚶♀️🚶♂️
Tłumaczymy, że przyszliśmy pieszo, o tam, z tamtej wioski.
– Tą stara drogą? Przez kościółek św Jerzego i stanowisko minojskie? – Maria nie dowierza.
Opowiada, że kiedyś bywali w wiosce turyści. Przyjeżdżali samochodami z Matali. Oglądali kościółek, jedli u Marii meze, pili piwo i odjeżdżali. Teraz turystów już nie ma. Nie ma pracy.
🤨
Maria uśmiecha się z westchnieniem. Za chwilę znów żartuje z dziadkami, chwalą jej chortę i napiliby się jeszcze po szklaneczce raki.
☀️
Dzień dziś taki pogodny. Wygrzewamy się więc w słonku, zatrzymując w ustach zielony aromat oliwek…
To jedna z wielu chwil tutaj, pastelowy obrazek zatrzymany w pamięci, wraz ze słonawym smakiem fety, świeżym zapachem powietrza i wspomnieniem wędrówki.
👣🏔👀
Nikogo kompletnie nie spotkaliśmy dziś na ścieżce.
Ośnieżone szczyty Gór Ida wyłoniły się nagle zza drzew oliwnych specjalnie dla nas. Ich połyskujące w słońcu białe czapy towarzyszyły nam przez cały czas, zatrzymując nas raz po raz, w pół kroku, choćby na chwilę, na krótki moment zachwytu.
🍀🌺🏵🌸🌿
Przystawaliśmy często, by podziwiać żółte jaskry i fioletowe zawilce, niczym pastylki koloru pośród zielonych kożuchów trawy.
🏺
Gdzieś po drodze, między zboczami gór Psiloritis i Kedros, czekały na nas pozostałości ważnej minojskiej osady sprzed ponad 3600 lat. W niewyraźnej linii kamiennych ścian próbowaliśmy doszukać się zarysu dawnych magazynów, pracowni, warsztatów. To tu znaleziono mały, złoty toporek i liczne wazy, w tym tę jedną, unikalną ze steatytu z inskrypcją w nieodczytanym piśmie linearnym A.
Jakże niezwykłe to miejsce, samotne i opuszczone, tak jakby nie miało już nic do powiedzenia archeologom i naukowcom. Pozostała jedynie cisza, w niej wciąż można tyle usłyszeć.
😊
Takie ścieżki, osady, wioski, kafeniony z ich Marijami to perełki naszych wędrówek.
W nich tkwi prawda o tej niezwykłej wyspie. Tego szukamy i tam będziemy wracać.
Musimy wrócić. Zobaczyć kościółek, poszukać orchidei przy ścieżce,
sprawdzić, jak topnieje śnieg na Psiloritis, pogadać znów z Marią,
spróbować jej chorty…
❤❤❤
❓Może pójdziesz z nami❓
Leave a Reply