Dzień trzeci wędrówki E4: czyli odpoczywamy, z Sougia idziemy sobie na lekko do Lissos i z powrotem. Wczoraj dotarliśmy z Marmara do Agia Roumeli (relacja), skąd popłynęliśmy promem do Sougia.
Dzień tzw wypoczynkowy… Na czym polega? Zamiast 4godzin wędrówki, tylko dwie a do tego niezliczone morskie kąpiele. Bo wszak cały dzień na plaży w Sougia zmęczyłby nas bardziej niż taki z delikatnym spacerkiem do boskiego Lissos.
Uwierzcie mi, nic tak nie wycieńcza jak dzień plażowy.
Zatem
wąwóz Lissos.
Jakie
wspomnienie tym razem?
Z czasów bez internetów?
LISSOS – GDZIE TE WYKOPALISKA?
Kelner z Sougia pokazuje kierunek, tak, tak, tam właśnie trzeba iść i tam będzie. Co właściwie będzie? W przewodniku drobne info o wąwozie i stanowisku archeologicznym Lissos. No więc… idziemy.
Synek nasz obżarł się pastitsio i nie chce iść. My też bez przekonania. Dorada i moussaka w brzuszkach nie ułatwiają zadania. Żar się leje z nieba i wystawia na próbę nasze zamiłowania archeologiczne. Ale idziemy, ciągniemy to nasze dzieciątko.
Pierwszy kryzys przychodzi przy malowniczej pionowej ścianie, drugi, gdy okazuje się, że ścieżka wyprowadza nas z wąwozu w górę, na rozległy płaskowyż, pokryty kłujakami i ostrymi głazami o ceglanej barwie. Innych miłośników archeo brak. Nawet Mati już nic nie mówi. Nauczył się że nic nie wskóra smędzeniem.
I wtedy przychodzi jedna z najbardziej wzruszających chwil naszych wczesnych eskapad. Płaskowyż kończy się stromą skarpą. W dole, nisko, idylliczna pusta zatoczka o wymarzonym, turkusowym kolorze wody. Już teraz nic nas nie powstrzyma. Nawet Mati odżywa nagle. Idziemy szybko na dół. Do tej wody, do tej idylli. Czy w przewodniku było coś o plaży? Ani słowem. Dziwne. No nic. Teraz nie będziemy się tym przejmować.
I z tego szczęścia, z tej euforii, przy pierwszej naszej wizycie w Lissos nie zauważyliśmy ani świątyni Asklepiosa z zachowaną mozaiką, ani rzymskich grobowców, ani źródła, ani starutkich drzew oliwnych. Trzeba było kolejnych wizyt w kolejnych latach, by powoli odkrywać niezwykłą historię i atmosferę tego miejsca.
LISSOS – MINIONA POTĘGA
Kilkadziesiąt lat temu miejscowy pasterz szukając wody dla kóz, natknął się tu przypadkiem na olbrzymia statuę Asklepiosa i inne posągi, dziś wystawione w muzeum archeologicznym w Chani. Poza Gortyną, nigdzie indziej nie znaleziono tylu posągów, statuetek i rzeźb. To ciche, puste, ukryte wśród zarośli miejsce było w czasach doryckich, rzymskich i bizantyjskich znaczącym, wielkim miastem – portem. Kwitło tu rybołówstwo i handel. Statki z Lissos docierały do wybrzeży Afryki północnej. Jako jedno z niewielu miast Lissos biło swoją złotą monetę z Ariadną i delfinem. Wodzie z Lissos przypisywano terapeutyczne właściwości, więc kuracjusze z różnych stron przybywali tu, by zanurzyć w termalnych źródłach i złożyć ofiary dla boga medycyny – Asklepiosa. W czasach bizantyjskich Lissos było świętym miejscem jako siedziba biskupstwa z dwoma ważnymi kościołami. Potęga Lissos przeminęła w IX w zmieciona przez Saracenów. To takie ćwiczenie dla wyobraźni, spróbować znów dostrzec w zaroślach minioną potęgę.
Więc witam się z Asklepiosem, dotykam poskręcanych konarów, schładzam się wodą ze źródła. Chwila uwagi… i już jest, drżąca w zapachu pinii, ulotna energia doryckiego, rzymskiego i bizantyjskiego miasta, z amfiteatrem, świątynią, łaźniami, gwarem i zgiełkiem ruchliwego portu.
Γεια σας Ασκληπιός
Napawamy się ciszą i samotnością. Jutro może nam tego zabraknąć Dlaczego? Bo zaplanowaliśmy powrót do Agia Roumeli przez wąwóz Samaria – jeden z najważniejszych produktów turystycznych Krety (relacja).
Jeśli masz ochotę powędrować z nami szlakiem E4 zapraszamy Cię serdecznie na WOW! Wyjątkowy Obóz Wędrowny
Wyruszamy tam.
Jak co roku
Powędrować i posmakować.
Taki sentyment.
Uzależnienie.
Więc w drogę.
Na zachód.
Oczywiście południowy zachód.
Leave a Reply