Co można wyciągnąć z sieci?
O szóstej trzydzieści nad ranem
Gdy słońce jeszcze nie świeci
A oczy nieco zaspane?
na ryby
„It s good day to kill some fishes” – powiedział Michalis, kiedy wsiadaliśmy do jego niewielkiej łodzi rybackiej z kolorowym symbolem anarchii na pokładzie. Wyruszyliśmy zatem z małego portu w pobliżu Ligres, by zebrać sieci zarzucone przez Michalisa w nocy – kilka godzin wcześniej. Mieliśmy nadzieję, że będą pełne ryb. I nie rozczarowaliśmy się! Już w pierwszym, oznaczonym pustym, plastikowym pojemnikiem miejscu dopisało nam szczęście. A może to nie kwestia szczęścia, ale wieloletniego doświadczenia i umiejętności Michalisa. W ściąganej sieci o długości tysiąca trzystu metrów (!) znajdowało sie kilkanaście, może kilkadziesiąt kilogramów ryb, ale też kilka ośmiornc i sepii (odmiana kałamarnicy).
Szczerze mówiąc w całej tej zbiorowości, przeważnie mniejszych okazów rozpoznaliśmy jedynie czerwonawą barwenę. Doskonale nadaje się na patelnię, ma delikatne soczyste mięso, które łatwo odchodzi od ości. Kucharka będzie miała dziś pełne ręce robotyJ
Wyjąłem z plecka kanapki by poczęstować Marcina – przyjaciela, który z nami wypłynął – i Michalisa. Ten drugi odmówił, ze względu na świąteczny post.
– Ale nie odmówisz łyczka lokalnego wina – zapytałem zaniepokojony.
– A nie, tego nigdy nie odmawiam, odparł Michaliś z szerokim uśmiechem.
– Teraz juz nie ma tylu ryb co kiedyś – westchnął – i są sporo mniejsze. To kwestia zmian klimatycznych, masowych połowów i kłusownictwa.
Zapowiadał się piękny, słoneczny dzień. Podpłynęliśmy do kolejnego miejsca, gdzie zarzucona została sieć. Pomimo, że dużo krótsza, znaleźliśmy w niej kilka wspaniałych, ponad kilogramowych barakud. To podobno jeden z ukrytych przysmaków tawerny Ligres. Nie ma jej w oficjalnej karcie, ale warto o nią zapytać.
– No, przynieśliście mi szczęście – powiadział Michalis – to na prawdę dobry połów.
Powoli zmierzaliśmy do niewielkiego portu, z którego wyruszyliśmy na poranny połów. Przy butelce czerwonego wina i gawędziliśmy o różnych męskich sprawach.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, Michalis rozpoczą najtrudniejszą część zadania – wyłuskiwanie ryb z sieci, segregowanie i wrzucanie ich do plastikowych pojemników.
– Możemy Ci jakoś pomóc? – zapytaliśmy niepewnie
– O nie panowie, to moja dzisiejsza medytacja! – odparł ku naszej uldze.
Nie pozostało nam nic innego jak zrobić kilka efektownych fot prezentujacych nasz dzisiejszy połów. Uwieczniliśmy również Michalisa przy pracy. Większość pań, które towarzyszła nam kiedykolwiek podczas kolacji w jego tawernie określała go mianem „niezłego ciacha”
Czy też tak uważacie?
2 Responses
Jacek
Dzieki za te krotka opowiesc. Wspomnienia rozbudziliscie 😍
Czy lodke trzyma w Triopetrze?
user
Tak, w tym małym porcie na Małej Triopetrze 🙂